Otwieram pudełko! Sezon jesienny nadciąga.
Chodzę i zbieram kasztany w kieszeń.
To już na pewno przyszła jesień.
Kusi mnie pudło z koralikami
nie będę się nudzić wieczorami...
Stop! Żadnych rymów, brrr. Znikłam stąd na długi czas. Jest to u mnie całkiem naturalne w okresie letnim, kiedy po prostu brak czasu na to by usiąść i podziergać, coś uszyć. Niby można się rozłożyć w słoneczny dzień na trawce, ale przy tegorocznych upałach ożywałam dopiero po zmroku, jak już trzeba było kłaść się spać. Nic na to nie poradzę, że klimatycznie jestem zwolennikiem północy. Skwar i żar lejący się z nieba sprawia, że przestaję funkcjonować.
A lato było w tym roku piękne.
Mam nadzieję, że rozkładanie warsztatu pójdzie mi sprawnie i wkrótce będę mogła pokazać coś nowego. Na dziś mam dla was krótkie zestawienie fotograficzne ostatnich miesięcy. Na rozgrzewkę.
W wielkim skrócie...
W prawym górnym rogu jest zdjęcie różaneczników z arboretum w Wojsławicach. Jeśli będziecie mieli okazję pojechać tam w okresie ich kwitnięcia to gorąco polecam - widoki niezapomniane. Pamiętajcie tylko, że na Dolnym Śląsku szybciej kwitną niż w innych regionach kraju.
W czerwcu zdążyłam nastawić orzechówkę. Nabrała już głębokiego ciemnego koloru. Na świąteczne przejedzenia będzie idealna. Oprócz tego mam jeszcze syrop z pędów sosny, syrop z mlecza, który w tym roku był moim numerem jeden do sałatek, nalewkę z czosnku niedźwiedziego - zabójczy zapach i smak, ale ponoć samo zdrowie. Nawet bakterie i wirusy uciekają, jak ją wyczują. I suszoną pokrzywę na herbatki jesienne, gdy już rozpocznę sezon na podgrzewany dzbanek.
Popełniłam jeden mini ogródek oraz odkryłam zalety betonu szybkowiążącego.
Na specjalne życzenie zrobiłam na szydełku Miniona. Wyszedł trochę koszmarnie, ale i tak cud, że znalazłam, nie u siebie, jakąś włóczkę i szydełko.
No i pchnęłam do przodu jedną moją pracę, nad którą siedzę w wolnej chwili. Okno witrażowe z muchomorkiem bardzo lubię :)
Natomiast bonsai mniejsze od mojej dłoni całkowicie mnie zaskoczyło. Na Festiwalu Kwiatów w Książu. Gdyby się ktoś wybierał za rok doradzam zakup biletów przez internet - wyjdzie taniej i nie trzeba stać w ogromnej kolejce do kas.
No i lato to czas podróży - tych bliskich i dalszych. Po raz kolejny przekonałam się, że odkrywanie okolicy, to niekończąca się zabawa oraz, że Polska to przepiękny kraj. Tradycyjnie zaliczyliśmy Bałtyk, w krótkim wypadzie, a urlop spędziliśmy na Podlasiu. Dłuższa opowieść na pewno gdzieś się pojawi, bo ten wschodni region jest przepiękny i bardzo egzotyczny dla nas. No i mam całą masę zdjęć :)
A kotki przyjaciółki z łódzkiego. Śliczne bestie.
Na koniec pokażę wam moją lodówkę. Z zewnątrz oczywiście.
Zawsze mieliśmy dylemat jakie pamiątki przywozić z wakacji. Jako, że nie lubię durnostojek, kurzołapków, czy jak je tam zwać, postawiliśmy na magnesy. Dzięki temu codziennie patrzę sobie na nie i wspominam te wszystkie miłe chwile urlopowe, czy wypadowe. To na prawdę dobry patent na poprawę nastroju, od razu robi się cieplej na sercu.
Czasem magnesiki dostajemy w prezencie, bo np. w Indiach nie byliśmy my, tylko bliskie nam osoby. Ale to też jest miłe, bo patrząc na słonia myślę sobie zawsze, że taka wyprawa na koniec świata nie jest niemożliwa :)
PS. Poza magnesami przywozimy jeszcze regionalizmy, najczęściej spożywcze :P
Macie jakiś swój ulubiony rodzaj pamiątek z wakacji? Półkę z trofeami, na którą lubicie popatrzeć przed snem? Koszyk pełen zdobyczy wyzbieranych na plaży, czy w lesie - ładny kamyczek, szkiełko kolorowe obrobione przez fale, piórko w kropki, ciekawie zakrzywiony korzeń? Czy należycie do tych osób, które przywożą jedynie wspomnienia?