Lato, lato, lato... jesień?
Lato. Wystawiam twarz do słońca i robię zapasy witaminy D. Rower, doglądanie dyń, codzienne zabieganie, praca, upały, leniuchowanie z książką. I jak to bywa latem praktycznie czas bez robótek. Coś tam czasem przewinie mi się przez palce, ale to tylko drobiazgi. Czyli jak co roku :) Ale czas na intensywne robótkowanie zbliża się nieuchronnie wraz z pierwszymi wybarwiającymi się liśćmi na drzewach. To już za chwilę. Pierwsze liście już wprawdzie się sypią, ale to jeszcze nie ten czas. Sierpień zawinął swoją złotą pelerynę i odpłynął zdmuchnięty jesiennymi powiewami. Wraz z wrześniem czas pogalopował, a ja biegnę za nim z zadyszką próbując przywrócić wszystko na właściwe tory i wykroić z tego chwilę na posadzenie tulipanów, grzybobranie, pranie i sprzątanie.A w głowie powstają wciąż nowe plany, całe mnóstwo planów. Wydrukowane wzory na poduszki już czekają. Pomysły lądują w szkicowniku. Latem tylko aparat miał pracę bez przerwy. Wszak trzeba było pozbierać materiał na na nowy kalendarz kwiatowy.
W zeszłym roku powstała jedna sztuka specjalnie dla rodziców, w tym mam już zamówienia na co najmniej 3. Każdy z rodziny chce mieć swój. No i dla siebie może wydrukuję?
Zeszłoroczny był taki:
Kwiaty latem zagościły również we włosach :)
Mam już pomysł na wersje jesienno-zimowe, zobaczymy co się urodzi :)
Moje pierwsze tiramisu doskonale smakowało prosto z lodówki w upały.
I moje pierwsze zbiory. Dynie obrodziły obficie, wciąż jeszcze owocują.
To ja gnam dalej. Obiecuję, że jeszcze tu zajrzę tej jesieni :) może w końcu z jakimś skończonym projektem, ale nie ukrywam, że życie ostatnio zajmuje mnie na tyle, że na blogi czasu brak (własne, bo na przeglądanie innych zawsze się chwilę wykroi :)