Niestety materia stawiła opór! Nie wiem, czy zdarza się wam zachwycić jakąś techniką, a raczej efektami jej zastosowania, a potem okazuje się, że z której strony by nie ugryź, to jednak nie wychodzi.
Może jestem zbyt niecierpliwa, bo chciałabym, żeby pierwsze moje prace wyglądały zachwycająco. Tymczasem nie jestem zadowolona z efektów. Opanowanie składania kwadratów nie jest skomplikowane. Z pomocą przychodzi niezawodny internet, a szczególnie filmiki na youtubie. Zdawać by się mogło, że mając naprodukowane "zwijaski" poskładanie ich w kwiaty, śnieżynki, czy inne cuda, to już łatwizna. Otóż nie do końca.
Po pierwsze - dobrze mieć projekt, wizję tego, co chce się stworzyć.
Po drugie - wycinanie ze wstążki jest łatwiejsze niż z tkaniny. Ja cięłam i z tego i z tego.
Po trzecie - naoglądawszy się gotowych prac, podchodzę do moich z dużą dozą krytycyzmu i zaczyna mnie ogarniać zniechęcenie.
Póki co dam sobie chwilę oddechu. Bo mimo wszystko nie zamierzam się poddać zanim nie osiągnę zadowalającego mnie efektu :)
Niezwykłe, jakie cuda można wyczarować w tej technice. Jak będziecie mieli chwilę, to wpiszcie kanzashi w wyszukiwarkę i pooglądajcie sobie. Przepraszam, że nie wrzucam tu żadnych inspiracji, musiałabym pół internetu skopiować :)
Na razie wrzucam kilka zdjęć moich twórczych zmagań. U mnie cudów na razie nie ma :)
Ten powyższy powstał jako pierwszy. Być może dostanie zapinkę i stanie się broszką. Chyba najbardziej mi się podoba.
A ten jest ostatni. To zdecydowanie nie to, co miało być. Nie jest jakiś strasznie zły, ale też nie powala szczególnie. Popełniłam przy nim mnóstwo błędów. Na szczęście wiem jakich więc może uniknę ich powtórzenia. :)
Na zdjęciach widać jeszcze jednego kwiatka, ale jestem z niego tak nie zadowolona, że nawet nie zasłużył sobie na osobne zdjęcie ;) Jeśli chodzi o kolorystkę, to bardzo lubię połączenie srebra z bielą i błękitem pruskim. Pierwszy jest zdecydowanie w moich kolorach.