Zazwyczaj życie w słoiku wyrasta mi samo, bez mojego udziału i w zasadzie wbrew moim zamiarom. Dziś pokażę wam takie, które sama zaszczepiłam na grunt słoika. I to bardzo dosłownie grunt, bo musiałam podsypać ziemią, żeby się przyjęło. A, czy tak właśnie jest, to okaże się dopiero za jakiś czas. Na razie widzę przez szybkę, że mech ma się dobrze. Kiedy go wkładałam do środka nie wyglądał zbyt szczególnie i szczerze wątpiłam, czy się zazieleni, ale dał radę. Mam nadzieję, że w nowym środowisku odżyje również widliczka.
Widliczka, to chyba najbardziej delikatna roślina z jaką miałam do czynienia. Zachwyciła mnie od pierwszego spojrzenia i oczywiście dałam się skusić na zakup.
Stojące doniczki, w równych rządkach na sklepowym regale, wyglądały niesamowicie z tymi swoimi korzeniami zewnętrznymi. Roślina ta wypuszcza bowiem u podstawy łodyżek cieniutkie, bezlistne pędy, do złudzenia przypominające korzonki. Dążą one w kierunku ziemi i kiedy natrafią na wilgotne podłoże, ukorzeniają się. Fajnie, nie? :)
Pochodzi z lasów tropikalnych Ameryki i niestety trzeba jej zapewnić 100% wilgotności powietrza do dobrego rozwoju. Nie można też dopuścić do przesuszenia podłoża. Zastanawiam się, co za geniusz marketingu wpadł na pomysł, żeby sprzedawać ją jako Wielkanocną (!) ozdobę w jednym z marketów! Musiałam trafić na świeżą dostawę roślinek, ponieważ już na drugi dzień przedstawiały sobą obraz nędzy i rozpaczy.
A tymczasem doczytałam dokładnie, co udało mi się kupić i ambitnie postanowiłam, że mój okaz nie padnie po miesiącu. Znalazłam jej idealne miejsce, dobrą osłonę i... przejęta tym, żeby jej nie przesuszyć - przelałam ją! Z mojego sporego krzaczka został jedynie fragment. Jedyne co mi pozostało, to spróbować uratować, to co przeżyło.
I w ten sposób doszliśmy do sedna - dżungli w słoju. Sama koncepcja zamykanych pejzaży, ogrodów w szklanych naczyniach, podobała mi się już od dawna. No to sobie zrobiłam :)
I uwierzcie, na jednym nie poprzestanę!
Wspaniały kawałek życia :) też mi się taki marzy :)
OdpowiedzUsuń