Pokażę Wam dziś domek. Taki trochę mchem obrośnięty, trochę z patyków składany i kamyczków murowany. Domek pewnej bardzo małej wiedźmy, który dzieli niekiedy ze swoimi przyjaciółmi. To znaczy miała dzielić i miała mieszkać. Niestety mebli nie dowieźli. A nie dowieźli mebli, bo stolarz się z drzwiami opóźnił, okna też nie wykończone, że nie wspomnę o zdunie, który był, ale zapił no i piec nie pali, tylko dymi. Słabo, słabo. I pomyśleć, że ten stan w budowie trwa już ponad dwa lata...
Postanowiłam stworzyć dom na miarę moich wyobrażeń. Dom, który będzie wycyzelowany, z naturalnych materiałów. Jednym słowem perfekcyjny. I ta jego doskonałość mnie przerosła. Widząc jego braki i niedociągnięcia nijak nie kwapiłam się do wykończeniówki. Coś tam czasem niby zrobiłam - np. dywanik, czy kanapę. Coś tam czasem zakupiłam z myślą o wnętrzu. Ale jak ustawiać wnętrze, gdy brak "ramy", gdy krzywe są ściany?
I tym oto sposobem domek stał, marniał, czasem służył za budę dla kota i wiądł - dosłownie, bo mech użyty na dach wysechł na wiór i z zielonego zrobił się brunatny i kurzołapny. Otynkowane betonem (serio) ściany zaczęły się wykruszać i jakoś tak coraz bardziej trzymałam go z daleka od moich oczu. Moja wizja i cel z każdym dniem oddalała się coraz bardziej.
Aż pewnego dnia... i tu zaczyna się nowa historia.
Jest pełna mobilizacja.
Ambicje zostały obniżone.
Dzieje się! A co z tego wyjdzie zobaczycie już wkrótce :)
Mam dla Was parę zdjęć z domku z czasów jego świetności, a na końcu obecny stan prac budowlanych.
W obecnym momencie domek (ten obraz nędzy i rozpaczy w tle) prezentuje się tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz