Mała N poprosiła o sukienkę na bal dla swojej lali. Ciocia więc zakasała rękawy, pogrzebała w internetach i stworzyła takie coś. Zobaczymy, czy Mała N będzie zadowolona. Lalka wygląda na całkiem szczęśliwą, w sumie wcale się jej nie dziwię - dostała nową sukienkę po piętnastu latach (?). Modelka jest moja własna, wygrzebana zza książek, gdzie spędzała ostatni czas w sukni uszytej na miarę i na wieki. Tak, jej poprzednia sukienka została uszyta przeze mnie ponad dekadę temu i miała w niej być już na zawsze (żeby ją zdjąć musiałam rozciąć materiał).
No ale tą też będzie musiała w końcu oddać nowej właścicielce.
Może nie jest to popis kunsztu szycia, alem i tak dumna, że mi się udało skończyć kieckę. Ma zapięcie na rzepa i można ją zdejmować i zakładać, co wcale takie oczywiste u mnie nie jest ;) Nawet całkiem ładnie dopasowana w talii. Jak to mówią pierwsze koty za płoty :)
A te niby skrzydełka, to żeby się bardziej błyszczało i wyglądało bardziej balowo ^^
Bardzo fajna :)
OdpowiedzUsuńdzięki ^^
UsuńNoooooooooo szczenę zbieram Emilko. cudowna!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie widać szwów ^^
Usuńczepiasz się szczególików
UsuńPonieważ wiem, że lubisz miniaturowe salony, masz link na pałac: http://irinapetrenko.blogspot.com/2015/01/blog-post_11.html
OdpowiedzUsuńCudny pałac! Dzięki za linka! Ide dłubać moją wiedźmową chatkę ;)
Usuń